Post Pn sie 24, 2009 6:47 am

co mógł chcieć powiedzieć mi ten sen... ?

Relaks, ból głowy, ból oczu. Męczarnia. Jestem w górach, z rodzina, znajomymi i przyjaciółmi. Pada straszny deszcz. Jest stara drewnianna chata. Jest łąka i siano. Jest niepokój. Grzmot.
Głosny i silny. Każdy próbuje się gdzieś schować, ale większość osób jest jeszcze poza domem. Wychyliłam się zza drzwi, spojrzałam na górę i w tej właśnie chwili o ziemię uderzył niebieski piorun. Skuliłam się i czekałam na grzmot... z każdą sekundą narastało napięcie i lęk przed uderzeniem. Rozległ się potężny huk, z łatwością mógły przeciąć i otworzyć górę. Leżałam w ciemności będąc przekonaną, że wciąż jestem tam we śnie. Po dłuższym czasie uświadomiłam sobie, że jestem już poza ale obraz i siła grzmotu rozlegał się nadal.
I był we mnie przez resztę snów, aż do teraz. Kolejne sny to też góry, rzeka, dziwne zwierzęta i jakieś moje wewnętrzne udręczenie.