MTJ - Zapiski z dziennika

Czułeś ten wiatr za swoimi plecami który pchał Cię w określonym kierunku, do doświadczenia które dało Ci coś do myślenia czy do konkretnego celu jaki sobie postanowiłeś i od samego początku miałeś przeczucie, że to właśnie twoja totalna jaźń.

Moderator: Opiekunowie

Avatar użytkownika

Podróżnik z bagażem doświadczeń

Posty: 109

Dołączył(a): N lut 24, 2008 2:06 pm

Post Pn lut 25, 2008 5:20 pm

MTJ - Zapiski z dziennika

0. Wstęp

W temacie tym chciałbym pokazać, w jaki sposób widziałem MTJ. Znajdziecie tu niektóre, wybrane opisy z moich dzienników. Będą one czymś w rodzaju relacji. Postaram się jak najmniej wtrącać własnych interpretacji, żeby opisane zdarzenia jak najbardziej odzwierciedlały stan faktyczny. Kto czuje taką potrzebę, niech samemu wyciągnie jakieś głębsze wnioski. Może opisane tu wydarzenia będą dla kogoś inspiracją do własnych odkryć.

1. Manifestacje siły MTJ

Zauważyłem, że z MTJ można się spotkać osobiście, bądź też korzystać z jego mocy, która prowadzi strapionego podróżnika. Ta część jest poświęcona opisowi manifestującej się mocy MTJ.

OBE- głos

OBE/LD 23.11.06 r.- ok. 02.09 a.m

Odrywałem się od ciała. Mam wrażenie, że było ono wtedy w innej pozycji, niż, kiedy się obudziłem. Wrażenie, jakbym miał ciało z gumy. Nie wyszedłem jednak do końca, tylko do połowy. Od tego momentu, leżałem tak, jak się obudziłem. Wziąłem rękę i zacząłem wiercić nią w łóżku, aż je przeniknąłem. Moja spójność była dość niska, więc czułem wnętrze, kołdry i materaca pode mną, jak niewyrobione ciasto. Po chwili wychyliłem się z łóżka i wyciągnąłem taki zielony sznur spod niego. Faktycznie się tam takowy znajduje. W czasie, kiedy to robiłem słyszałem jakiś głos. Mówił coś jakby wierszem. Padło coś o sznurze, który wyciągnąłem, „gdzieś w dal”, „dziesięć mil”, dalej nie słuchałem, bo wydało mi się to bez sensu. Wróciłem do ciała i spróbowałem sturlać się z łóżka. Trochę się szamotałem i nie cały się oderwałem. Kawałek na mojej głowie, był połączony z głową pierwszego ciała. Zaszamotałem się. Efekt jakby trzepotanie motyla, albo ptaka. Czułem się jakbym był nietoperzem, który szamocze się w ciemności (kiedy to czułem wisiałem w powietrzu nad głową). Próbowałem wejść już na dobre do ciała, ale nie mogłem ułożyć się w nim we właściwej pozycji, a tym samym się z nim połączyć. Trwało to trochę i zacząłem się niepokoić. Przez moment nawet pomyślałem, że mogę nigdy już nie wrócić. Pomyślałem, że mam czas. Postanowiłem zamiast zareagować na to strachem i niemocą, po prostu się rozluźnić. Po tym jak to zrobiłem, nie obudziłem się jak zwykle w ciele, lecz znalazłem się w śnie, w którym od razu byłem świadomy.
Stałem koło mojego łóżka. Poszedłem w kierunku dużego pokoju. Widziałem wszystko z dość dużymi szczegółami. Wiedziałem, jednak, że to sen, a nie wyjście. Zobaczyłem moich rodziców śpiących w łóżku. Opanowałem się i poszedłem w kierunku okna. Pojawił się głos i powiedział, że własny dom symbolizuje we śnie osobę śniącego. Postanowiłem wyjść przez okno. Bałem się, że kiedy to zrobię, znów wyrzuci mnie z ciała, jako, że dom symbolizuje mnie. Jednak nic takiego się nie stało. Ujrzałem czarowne niebo świata snów. Następnie po parapecie zacząłem zbliżać się do balkonu sąsiadki Jj. Jednak, tak jak w świecie realnym miała zakratowany balkon. Następnie zacząłem przesuwać się w kierunku balkonu drugiej sąsiadki F. Jednak jakaś energia niczym pole magnetyczne odpychała mnie od tego miejsca. Puściłem się, więc parapetu i zacząłem oddalać się od domu w kierunku Białowieskiej. Im bardziej się oddalałem tym bardziej traciłem energię. W końcu straciłem spójność spójność obudziłem się na dobre. Teraz, kiedy to piszę wydaje mi się, że moje kłopoty z wejściem do ciała wynikały z tego, że leżałem na boku, a drugim ciałem ułożyłem się tak jakbym w rzeczywistości leżał na plecach. Ponieważ cały czas byłem częściowo w ciele, więc moja podświadomość mogła przy tej niezgodności pozycji nie zauważyć, że chcę wrócić.


OBE- Głos śnienia- 06.12.07 r.

Złapałem się szafki nad moją głową i wyciągnąłem się jakoś, żadnych wibracji, ani żadnych takich. Wyszedłem na balkon. Może właściwiej będzie powiedzieć, że doczołgałem się na balkon. Krzyknąłem kilka razy: dostrojenie i kilka razy świadomość. Zacząłem się wspinać na barierkę balkonową i nawet zaplątałem się w sznur od wieszania ubrań. Byłem jednak świadomy, że to tylko przeszkadzacz niskiego dostrojenia. Starałem się nie zwracać na niego uwagi. I to uratowało mnie przed cofką. Rzekłem:
- Panie Boże! Do (...) prowadź- i wystartowałem. Nie wiem, czemu do Pana Boga akurat. Tym bardziej, że miałem już przed położeniem się jasno sprecyzowane, co mam robić. W planach miałem wezwać MTJ'ka. Jednak czasem mam takie odpały i przeważnie się okazuje, że tak jest lepiej. Nie wiem, może to jakieś takie wewnętrzne przeczucie- przewodnik :). Poczułem prowadzenie. Nie wiem, czemu ale zacząłem się raz na jakiś czas obracać. Niezbyt jestem świadom, gdzie wtedy byłem, ale nie dałem się wyciąć. Udało mi się uniknąć cofki. Po chwili zobaczyłem kolorowe światła schodzące z nieba i przez chwilę dałbym nawet wiarę, że to w tamtym kierunku zostanę poprowadzony. Wspaniale to wyglądało. Taka faeria czerwonej zorzy i rozbłysków czerwonych piorunów. Potem zleciałem, za jakiś budynek. Za nim było coś w rodzaju granicy faz i jakaś świetlista altanka, ona również od środka świeciła się czerwonym światłem.

Czułem jakąś obecność w tym świetle. Odkąd zobaczyłem je pierwszy raz zacząłem prowadzić taki monolog. Jednak jak opisywał to Castaneda w "sztuce śnienia", nie był to mój głos. W książce takie coś zwało się głosem śnienia. Parę razy spotkałem się z takim zjawiskiem. Przeważnie jednak głos podpowiadał mi różne rzeczy. Mówił w przeciwieństwie do przewodników i MTJ mniej zagadkami i mówił o rzeczach praktycznych, które można zastosować. Dziś jednak głos śnienia upodobnił się do mojego. Oto, co powiedział:

Panie Boże, ile razy pomagałeś komuś na jego prośbę? Ile razy zrobiłeś coś, bo ktoś Cię prosił? Ile razy ktoś zszedł z obranej drogi, bo ty zaingerowałeś i niosąc mu pomoc zmieniłeś bieg rzeczy?

Monolog głosu śnienia odebrałem jako pochwałę akceptacji tego, co mamy zamiast, proszenia o jakieś dary. Wspomniałem też, że znalazłem, się na granicy faz. Wyglądało to tak, że zobaczyłem las. Kiedy minąłem pierwsze drzewa, zobaczyłem ścianę ciemności. Wszedłem w nią. Jednak nic tam nie było. Obróciłem się i za mną też już była ciemność. W ogóle nie traciłem świadomości i dostrojenia z tego powodu. Po chwili postanowiłem wrócić do ciała, bo zgłupiałem i tak też zrobiłem. Może, dlatego, że osoba, do której chciałem dotrzeć nie żyje nie mogłem dostroić się i dlatego mój umysł nie mógł wykreować nic, jak tylko czerń.
[/color]

Jak widać na załączonym obrazku, wzywanie Pana Boga działa identycznie jak wzywanie MTJ. Trzeci przypadek dotyczył moich spraw osobistych.

LD- Głos radzi mi w sprawach osobistych- 08.09.07 r.

Później jestem w dużym pokoju, gdzie zauważam, że już mogę zaczepić się we śnie, co też czynię. Doszedłem sobie do balkonu, a następnie wyszedłem na dwór tak, jak poprzednio. Nie chciałem jednak już latać:). Ciekawe, czemu. Idę sobie po ulicy. W przeciwieństwie do poprzedniego razu świecą jasno latarnie. Zaczynam się koncentrować na częstotliwości MTJ'a. Na początku słyszę pisk w uszach, potem czuję, że cały jestem przepełniony energią ki. Na wysokości zieleniaka zadaję dręczące mnie ostatnio pytanie.
- Kiedy znajdę sobie dziewczynę?
Zaczyna do mnie mówić miękki, męski głos.

Gdy nadejdzie właściwy czas,
znajdziesz.
Gdy komputer pozwoli Ci cierpieć raz,
musi...

Ten komputer trochę mnie zmylił i głos też nie był za wyraźny. Zauważyłem postać w czerwonej kurtce, która skojarzyła mi się z K. P. Postanowiłem zadać jej to samo pytanie. Rozstroiłem się jednak i obudziłem.


Odpowiedź, ta miała dla mnie wtedy taki sens, że samotność sprawiała mi wtedy dużo bólu.
Muszę przyznać, że przy odrobinie wprawy do OBE-głosu można się dostroić. Czasem może temu towarzyszyć uczucie miłości emitowanej przez MTJ. Jednak, jak w przypadku poniżej, czasem treść może być bez sensu.

[color=#0000FF]OBE- Dostrojenie do OBE-głosu 05.09.07 r.

(...) W między czasie, kiedy to mówiłem leciałem sobie w kierunku basenu. Miałem jeszcze jeden problem, o którym chciałem pogadać z MTJ'em. Wiedziałem, że MTJ mnie zawsze słyszy, ale zacząłem dostrajać się do jego częstotliwości, aby móc usłyszeć jego głos. Nagle usłyszałem cichutki pisk, potem trzeszczenie, potem nieśmiałe dźwięki, muzykę jak w radiu jakimś. Kto wie?! Może zamiast MTJ'a dostroiłem się do fal radiowych :). Kiedy byłem na wysokości biedronki usłyszałem, spośród jakiś bitów, żebym w najbliższych dniach wystrzegał się papierosów, alkoholu i jeszcze czegoś nie będącego używką, ale nie zapamiętałem. Papierosów nie palę, alkohol piję, więc całość wydała mi się dziwaczna.(...)


W momencie kiedy OBE-głos nie pojawiał się sam z siebie i musiałem się do niego dostrajać często słyszałem szumy, piski, jakbym regulował radio. Kiedy chciałem się podłączyć się do MTJ'ka skupiałem się na wnętrzu swojej głowy i uważnie słuchałem.

OBE- Inny przykład dostrojenia do OBE- głosu- 15.07.07 r.

(...) Oparłem się o barierkę balkonową. Obok mnie stał mój ojciec i palił papierosa. Postanowiłem nie zwracać na niego uwagi. Zawołałem MTJ:
- MTJ'ku! MTJ'ku jakie było znaczenie tej skarpy, którą wczoraj odwiedziliśmy?
Zacząłem słyszeć jakiś głos. Początkowo bardzo niewyraźny i trzeszczący. Po chwili uważnie się wsłuchując usłyszałem miękki, męski głos.
(...)


LD- nieudane odzyskanie?-25.05.07 r.

Wyobrażałem sobie kolejne LD i byłem już na etapie, że myśli płynęły dość luźno, ale gdzieś tam w tle zawsze wiedziałem, że nie śpię. Moje wymyślone postacie powoli zaczęły nabierać życia. Po tym jak skończyłem Gadać z takim Niemcem, poszedłem dalej i nagle usłyszałem głos:
„Dużo energii straciłeś na tego Niemca?”
„Chyba tak.”- odpowiedziałem. Byłem zdezorientowany, bo nie byłem pewien, czy był to mój głos czy, kogoś innego.
„Bo czeka Cię jeszcze dużo/trochę roboty…”- Przeszedłem jeszcze trochę i zdałem sobie sprawę, że obraz wokół mnie jest na tyle stabilny, że już jestem w śnie.

Jestem w miejscu przypominającym empik. Wchodzę po niewielkich schodkach i spotykam jakiegoś młodego w krawacie i garniturze, ale bez marynarki. Pytam :
- Kim jesteś i co reprezentujesz?
- Kupno nowej Toyoty.- odpowiada, a dla mnie nie ma to większego sensu. Idę dalej Dochodzę tym razem schodząc po niewielkich schodkach do biurka, przy którym siedzi podobny jak poprzednio gość. Pytam:
- Kim jesteś i co reprezentujesz?
- Ten wypadek przy drodze…- i tu opisał mi szczegóły tego wypadku. Nie wiedziałem co dalej robić, więc pożegnałem się i obudziłem.


OBE- Wiaterek, prowadzenie za rękę, zdalne sterowanie

OBE- Pierwsze spotkanie z wiaterkiem- 26.12.06 r.

Poczułem mrowienie w całym ciele. Wydostałem się na zewnątrz ciała. Siedziałem na podłodze oparty głową o szafkę. Moje zmysły nie działały poprawnie, a dostrojenie było bardzo niskie. Zacząłem krzyczeć:
- Powierzam się swojej wyższej jaźni! Powierzam się swojej wyższej jaźni! Powierzam się swojej wyższej jaźni!
Dostrojenie się poprawiło, a zmysły włączyły. Nie pamiętam dokładnie, jak, ale znalazłem się w dużym pokoju. Udałem się do kuchni, wziąłem marchewkę jak mi się wówczas wydawało i chciałem rzucić nią w rodziców, żeby zobaczyć, co się dalej stanie. Rodzice się obudzili. Pogadałem z mamą
po czym zdenerwowało mnie to i znalazłem się, nie pamiętam jakim sposobem na zewnątrz przed tym długim czteropiętrowym blokiem naprzeciwko moich okien. Znalazłem jakąś staruszkę. Podszedłem do niej i zapytałem:
- Kim jesteś i co reprezentujesz?
Nie raczyła odpowiedzieć. Co więcej zachowywała się tak jakbym jej wielce w czymś przeszkodził. Zdenerwowało mnie to, dlatego uderzyłem ją. Przyszła mi wtedy do głowy myśl, że nie każdy musi pochodzić z mojego snu, więc powinienem bardziej nad sobą panować. Udałem się w kierunku przejścia. Stała tam grupka chłopaków w trupich maskach. Zadałem jednemu z nich swoje wyuczone pytanie, ale odpowiadał coś bez sensu. Nie wykazywał większej poprawy, nawet, kiedy ponowiłem pytanie. Wobec takiego obrotu spraw, przeszedłem dalej. Zacząłem tracić spójność, objawiło się to w ten sposób, że wszystko dookoła zaczęło ciemnieć. Spojrzałem rozpaczliwie na ręce i stan ten przestał się pogarszać. Nie mniej wiedziałem, że długo tak nie pociągnę. Zacząłem krzyczeć:
- Powierzam się swojej wyższej jaźni!Powierzam się swojej wyższej jaźni!Powierzam się swojej wyższej jaźni!
Zerwał się wiatr, który mnie porwał. Dosiadłem wiatru i zacząłem się przemieszczać trasą wzdłóż placu zabaw, wielkiego kasztana, aż do żłobka od strony kortów tenisowych i wypożyczalni kaset wideo. Tam wiatr mnie wysadził. Zauważyłem grupkę osób i chciałem z nimi porozmawiać. Jednak moją uwagę przykuł pewien chłopak. Był on mniej więcej w moim wieku, miał ciemne włosy (szatyn, brunet?), ubrany dość niedbale, w ubrania o charakterze sportowym. Siedział na parapecie żłobka, od strony kortów z jeszcze jedną osobą. Podszedłem do niego i zapytałem:
- Kim jesteś i co reprezentujesz?
- Ciebie.- Zdziwienie z mojej strony
- Jesteś moim przewodnikiem?
- Częściowo.
- Aha, z racji tego, że reprezentujesz mnie.
Potwierdzenie z jego strony.
- Słuchaj mam do Ciebie jeszcze jedno pytanie. Czy ja jestem tą samą osobą, która chodzi w snach, czy jestem czymś w rodzaju sondy, która się wymienia za każdym razem?
- Tu odpowiedź- obudziłem się i nie za wiele spamiętałem [coś jak: ”Wiesz musisz znaleźć gościa, który zmienia tła”]. Obudziłem się. Spojrzałem na półki wiszące na przeciwnej ścianie. Ich obraz rozmazywał się. Pomyślałem, że mam halucynacje, bo straciłem na swoją podróż dużo energii. Wstałem z łóżka i włączyłem komputer, żeby zapisać swój sen. Wszedł ojciec. Wziąłem komórkę, żeby zobaczyć, która jest godzina była 5.35. Obudziłem się tym razem już naprawdę. Wziąłem komórkę, żeby zobaczyć, która jest godzina była 5.35.


OOBE- Zbyt porywisty wiaterek- 17.05.07 r.

Ktoś mi coś tłumaczy. Nagle dzwoni moja komórka. Sięgam po nią ręką, naciskam przyciski na łapu-capu, żeby zaświecił się ekran. Jednak ekran nie chce się zaświecić. Próbuję zapalić światło. Nie chce się palić. Już wiem, że nie jestem w rzeczywistości. Wracam do ciała i wychodzę. Podpieram się półki i wstaję. Próbuję przewiercić ręką łóżko. Klękam przy nim i faktycznie przewiercam. Wrażenie jakbym włożył rękę w ciasto. Chyba podniosłem ją za wysoko, bo czuję ją między prześcieradłem, a kołdrą. Czuję, że coś obciera mnie w Jasia. Wstaję i wołam, że powierzam się swojemu wyższemu ja. Mój głos brzmi czysto i wyraźnie. Przypominam sobie, żeby wyrazić to w komunikacie niewerbalnym. Wyobrażam sobie, że za mną są kolce i rzucam się na nie z wiarą w fizycznych przyjaciół. Nagle poczułem niesamowitą energię. Uczucie trochę przypominało, jakby ktoś złapał mnie w olbrzymią dłoń i nagle z niesamowitą szybkością poleciałem do przodu rozbijając szybę. Rozbiłem się o ścianę i wróciłem do ciała. Mam przyśpieszony oddech.[/i]

LD- W poszukiwaniu utraconych aspektów 06.07.07 r.

Tej nocy nastawiłem się na poszukiwanie aspektów wyjątkowo mocno. Jeszcze przed godziną, na którą nastawiłem sobie komórkę wstałem z powodu bólu brzucha. Dało mi to mniej więcej tyle, że porządnie się rozbudziłem. Potem długo, długo nie mogłem zasnąć. Wyobrażałem sobie swój pobyt w astralu i co będę wtedy robił. W końcu zasnąłem i nawet miałem jakiś sen. Zaraz po nim rozpoczęła się seria znaków, że śnię. Np. pisałem palcem po szafce „Nie śpię, śnię!”, albo „REM”. Jednak mój racjonalny umysł odrzucał te napisy. Po za tym jak wychodziłem z łóżka strasznie się trzęsło. Po chwili zobaczyłem, że stoję przy oknie koło biurka. Zaraz po tym czułem już swoje ciało w łóżku. Żałowałem, że straciłem tą chwilę, ale nadal nie ruszałem się.
Po chwili stałem w tym samym miejscu. Usłyszałem jakieś odgłosy w dużym pokoju. Nie zareagowałem jednak, bowiem wiedziałem już, co będę robił. Spoglądałem trochę na dłonie, wziąłem papiery, które w świecie rzeczywistym zostawił na biurku dla mnie ojciec. Dostroiłem się dotykając ich. Otworzyłem drzwi balkonowe i zakrzyknąłem: „Chcę odzyskać swoje aspekty! Aspekty swoje odzyskać!”. Obejrzałem się w swoją prawą stronę. Balkon nie wyglądał dokładnie jak w realu. Okolica też nie. Wyobraziłem sobie licznik prędkości. Ograniczyłem znacząco wskazówkę prędkości. Następnie metodą Darka Sugiera (no i chłop dochrapał się własnej metody) rzuciłem się na wyimaginowane za moimi plecami kolce. Ufając przewodnikowi. Drań się nie spieszył. Doleciałem prawie do ziemi. Ruszyliśmy powolutku. Trochę przesadził przewodnik, ale w myśli obniżyłem wskazówkę prędkościomierza prawie do zera. „Trochę szybciej może być.” Przyśpieszyliśmy znacząco. „Ale tak, żebym się nie rozstroił!”. Ciut zwolniliśmy, a mnie ulżyło. Dosyć długo lecieliśmy nad osiedlem przypominającymi mi okolice dziadka. Po drodze wykonaliśmy jeden obrót dookoła własnej osi. Jakiś sygnał, ale podejrzewam, że obrót był po to, żebym odzyskał spójność. Już sporo czasu lecieliśmy, a ja czułem, że się rozstrajam. „Może po prostu się teleportujemy na miejsce.” Nie było to konieczne, ponieważ już chwilę po tym się zatrzymaliśmy. Byłem na terenie jakiegoś przedszkola. Czułem, że długo nie pociągnę. Patrzyłem się na dłonie i to mnie trochę ratowało. Mozolnie parłem do przodu, ale jakieś wiry powietrzne kręciły mną w kółko. Oparłem się ciężko o ścianę budynku przedszkola i nie zdołałem już dojść środka, gdzie jak czułem znajdował się mój aspekt.
Obudziłem się i gorąco podziękowałem przyjacielowi przewodnikowi. Co prawda podróż zakończyła się fiaskiem, ale pomagał mi całym sercem i z rozwagą. To ja okazałem się trochę za słaby. Ale nic! Następnym razem na pewno dotrzemy tam szybciej i wtedy spotkam się ze swoim aspektem twarzą w twarz. Be prepare! Nadchodzę ?.


OBE i LD- Podróż na skarpę, transformacja OBE- Wiaterka- 14.07.07 r.

Poczułem, że moje ciało jest sparaliżowane. Zacząłem proces oddzielenia. Wyrwałem się z ciała, otwarłem oczy. Zacząłem się podciągać o półki i już lewitowałem nad łóżkiem. Wizja była nawet dobra. Po chwili jednak cofnęło mnie do ciała. Postanowiłem czekać, na następne dostrojenie.
Za drugim razem odepchnąłem się od łóżka do góry. Po chwili znalazłem się koło okna. Dla lepszego dostrojenia polizałem firankę, kiedy już włączyłem dobrze zmysł smaku i dotyku. Poprosiłem przyjaciela MTJ’a, żeby udzielił mi dodatkowych sił. Doładowanie było subtelne, ale poczułem się od razu bardziej krzepko. Następnie wyszedłem na balkon i powiedziałem, że chciałbym odnaleźć i odzyskać swoje aspekty. Trochę miałem kłopoty z wysłowieniem się, ale ostatecznie zostałem zrozumiany. Jak poprzednio, kiedy powierzyłem się przyjacielowi MTJ’owi przypominało to mój wicherek z świadomych snów. Tym razem leciałem o własnych siłach, ale czułem jakby jakaś energia trzymała mnie za szmaty i prowadziła. Najpierw zobaczyłem czarowne drzewka widoczne z mojego balkonu. Miasto niemrawo budziło się z nocy niebo robiło się cudownie granatowe. Paliły się jeszcze latarnie. Lecieliśmy w kierunku jak w prostej linii z mojego balkonu na Astrę. Najpierw widziałem jeszcze budynki, potem zaczęło się wszystko oddalać. Gwałtownie nabieraliśmy prędkości, także wszystkie budynki zaczęły robić się miniaturowe, a ja zacząłem dostrzegać kulistość Ziemi. Nie bałem się, że ta zabójcza prędkość mnie rozstroi, bo zostałem doładowany. Zacząłem się poruszać z zabójczą prędkością w czarnym tunelu. Przez głowę zaczęła mi się przewijać rota o tym, że moja osobowość jest teraz podzielona na 26 kawałków. W rocie tej widziałem jak jakaś kula rozbija się na 26 kawałków, a one lądują na jakiejś skarpie. Po chwili znalazłem się na granatowej skarpie. Dookoła rozciągało się dosyć jednolite niebo. Idąc wzdłuż tej skarpy widziałem coś jakby dyski z wypisanymi na nich białymi napisami. Ostatni dysk i zarazem ten, który postanowiłem zbadać zawierał jakieś dość długie zamazane słowo wypisane małą, zamazaną czcionką. Zawierał też jedno trzyliterowe słowo wypisane również białą, aczkolwiek nieczytelną czcionką. Przypominała ona trochę graffiti. Ni cholery nie mogłem tego odczytać. Do głowy przychodziły mi różne słowa na „n” w tym Noe. WW powiedział mi, że muszę wracać. Coś mówiło mi, że to chodzi o pęcherz, bo nagle zachciało mi się siku. Jednak ja trochę się zawziąłem. Nie po to dotarłem tak daleko, żeby na tak to się skończyło. Spojrzałem na napis i tym razem zobaczyłem wyraźne „Nie”. Zignorowałem to i wcisnąłem się w dysk. Czułem jak skarpa się jakby rozstąpiła wokół mojej osoby tworząc coś w rodzaju tunelu. Wyglądało to trochę jakby mnie połknęła. Po chwili znalazłem się w miejscu przypominającym grobowiec faraona. Szedłem jakiś czas korytarzem, aż dotarłem do ściany. Chciałem przez nią przeniknąć. Czołgałem się przez chwilę w ciemnościach, aż dotarłem do ciała. Wciąż czułem jeszcze przez parę godzin energię od przyjaciela MTJ’a. Jednak podróżowania poza ciałem nie da się porównywać z świadomymi snami.Położyłem się ponownie. Chciałem poeksperymentować z wibracjami, które wciąż wypełniały moje ciało. Po cichu liczyłem na kolejne OOBE. Nic z tego, ale efekty tak czy siak były jak marzenie. Stan wibracyjny doskonale skupiał moją świadomość i dzięki temu odzyskałem świadomość we wszystkich możliwych snach.
Byłem świadomy. Na stole w dużym pokoju zobaczyłem jakiś napis, ale wszedł ojciec i ja przestałem się tym interesować, więc nawet o nie przeczytałem. Podszedłem do telewizora i włożyłem rękę przez ekran. Potem wyszedłem na balkon i zrobiłem podobną procedurę jak w OOBE. Tym razem zjawił się z kolei wiaterek, a podróż przebiegała w kierunku na rynek. Jednak w porównaniu z OOBE podróż ta wypadała bladziutko. Tak jakbyś się przesiadł z mercedesa na malucha. Ponieważ siedzenie na wiaterku zawsze mnie rozpraszało, wziąłem w myślach tą ewentualność pod uwagę. Wiaterek ku mojemu osłupieniu przetransformował się w latającą platformę. Mogłem sobie po niej swobodnie chodzić, więc nie traciłem spójności. Teraz mogłem sobie po niej chodzić. Z każdej strony inny widoczek, a na tradycyjnym wiaterku wzrok utkwiony przed siebie. Monotonia tradycyjnego wiaterku mnie dobijała, a teraz taka miła odmiana. Dotarłem do labiryntu jak w OOBE i tam się rozstroiłem.


LD- Podróż donikąd- 12.07.07 r.

Muszę przyznać, że zaczynam się trochę wkurzać. Z jednej strony staję się mistrzem w ustawianiu świadomych snów i intencji. Z drugiej zaś strony jeszcze ani jedna próba nie przybliżyła mnie do odzyskania aspektu. Po usiłowaniu uzyskania OOBE w zdumiewający, łatwy sposób znalazłem się w śnie i byłem świadomy.
Byłem gdzieś w pobliżu TGG. Spojrzałem na ręce i odzyskałem świadomość. Najpierw podszedłem do jakiejś dziewczyny, blondynki i zapytałem jej czy nie wie gdzie mogę znaleźć swojego przewodnika. Jakaś taka przymulona była i nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Cóż! Zacząłem wzywać wyższe ja. Najpierw głośno powiedziałem, że chcę odzyskać jakiś aspekt siebie. Powtórzyłem to parę razy, żeby sprawdzić czy mój głos brzmi odpowiednio (wiesz, dostrojenie i te sprawy;)). Po czym powierzyłem się Bogu i wyższemu ja, dosiadłem wiaterka i zaczęło się. Nie będę tego opisywał, bo robiłem to już tyle razy, że mi się nie chce. A jeszcze niedawno było to dla mnie coś fantastycznego. Taka mała dygresja.
Wyraziłem swoją obawę, żeby tym razem do najbliższego aspektu lecieć, żebym zdołał się utrzymać we śnie. Zapytałem pełen wątpliwości, czy może sposób podróżowania zmienić. Między czasie wiaterek skręcił w prawo, podwiózł mnie do jakiegoś dziesięciopiętrowego bloku i niczym winda zaczął mnie wieść do góry. W pewnym momencie myślałem, że to już, blisko, ale wkrótce zacząłem tracić spójność. Patrzyłem na ręce, płakałem, drapałem o ścianę bloku, prosiłem o doładowanie energią, ale nic rozstroiłem się.
Powoli zaczyna mnie to wszystko wkurzać. Może spróbuję innej metody podróżowania.


Nie wiem, czemu, ale Darek zachwycił się ideą OBE-Wiaterka, ale mnie osobiście nie przypadła ona do gustu. Zbyt wiele podróży na wiaterku zaprowadziło mnie do nikąd. Mógłbym teraz podać te przypadki, ale byłoby ich z kilkadziesiąt i każda taka opowieść kończyłaby się tym, że lecąc donikąd rozstrajam się. Jednak w pewnym momencie nastąpił, jakby przełom, po którym zacząłem inaczej patrzeć na OBE-Wiaterek.

LD- Jak zobaczyłem rękę MTJ’ka- 29.08.07 r.


Zacząłem po wakacjach normalną procedurę dostrajania. Położyłem się o 3.20 po 4+1. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania praktycznie po pół godzinie przefazowało mnie.

Leżę na brzuchu na podłodze obok łóżka. Wstaję. Kurde, ale szybko poszło. Tylko coś obraz mi miga przed oczyma. Dostrojenie jest raczej kiepskie. Podchodzę do drzwi balkonowych mozolnie je otwieram powtarzając jak mantrę "Dostrojenie!". Standardowo wyszedłem przez balkon. Idę w kierunku najbliższego skrzyżowania. Gałązki wierzby płaczącej opadają mi na twarz, a ja wciąż powtarzam "Dostrojenie!". Nagle zdecydowanie mi się poprawiło. Chciałem powierzyć swoją podróż MTJ'owi, ale po ostatnio przeczytanych tekstach kościoła katolickiego, że to wszystko to szatan, okultyzm i panteizm boję się. Teksty te dały mi jednak to, że postanowiłem bardziej zbliżyć się do Boga. Modlę się do Boga, jak się modliłem. MTJ jest przecież częścią mnie, a więc co trzeba usłyszy. Jednakże, widzę jak trwałą rysę strachu pozostawiły na mnie te teksty. Tak, jak ufałem MTJ'owi, tak teraz mam straszne opory, żeby cokolwiek mnie prowadziło. Walczę o swoją indywidualność. Nawet aspektów zacząłem się bać. Jednak strach to potężne narzędzie. Zaczynam lecieć w przeciwnym kierunku, jak szedłem. Powierzam się odruchowo Panu Bogu, zamiast MTJ'owi i proszę, żeby poprowadził moją podróżą jak wcześniej. Nic się nie dzieje, więc kładę się w locie na plecach w geście oddania. Dalej lecę i na pozór nie ma żadnej zmiany. Szybko dostrzegam jednak, że ktoś trzyma mnie za rękę i prowadzi. Odzyskuję ufność. Chcę, żeby ten ktoś przemówił, jak kiedyś MTJ, ale wymiotło mi z głowy wszelkie pytania, więc nie czuję potrzeby, aby ten który mnie prowadzi musiał użyć głosu. Czuję jednak z jego strony całkowitą akceptację. Mówię:
- Panie Boże! Czy mógłbym zobaczyć rękę, która mnie prowadzi? - Darek Sugier widział rękę przewodnika, a ja nigdy, więc wydaje mi się to niewinnym sposobem zaspokojenia ciekawości. Nagle dostrzegam niebieską dużą rękę, na której spoczywa moja mniejsza biała ręka. Obydwie dłonie są przezroczyste jak mleczne szkło. Zauważam jednak, że niebieska ręka wcale nie obejmuje, ani nie trzyma mojej, lecz stanowi tylko oparcie. Tzn. ja położyłem swoją dłoń na jego (jak w tańcu polonezie). Nagle zrozumiałem, że nikt nie próbuje ingerować w moją wolność. Nikt nie stara się, jak mnie straszono zawładnąć mną, czy w sposób bardziej wyrafinowany długotrwale powodować, że zgodzę się na ingerencję obcych bytów w moim ciele. Zrozumiałem, że nikt nie chce, abym tak się oddał i powierzył, żeby dowolne istoty za moim pozornym, zmanipulowanym przyzwoleniem korzystały sobie dowolnie z mojej energii. Wręcz przeciwnie. Czuję akceptację, szacunek do swojej osoby, czuję, że nikt mnie nigdzie nie ciągnie, a jedynie daje oparcie jak młodszemu, słabszemu bratu. Jestem całkowicie wolny i mogę podejmować decyzję, kiedy tylko zechcę. Wróciłem po tym do ciała. Komunikat niewerbalny, a taki piękny i wyraźny.

Swoją drogą, gdy ocknąłem się na podłodze, to całość dostrojenia przypominała mi raczej OBE niż LD, nie mniej jednak nie wyszedłem klasycznie z ciała. Jednak granica, między jednym, a drugim jest bardzo płynna.


Wtedy to po raz pierwszy ujrzałem MTJ'a w jakimś takim konkretnym kształcie. No, bo wcześniej był głosem, wiaterkiem, a teraz podał mi dłoń. Widać tu jeszcze jedną rzecz. Jest obojętne, czy woła się „Boże!”, „MTJ!” pomoc i tak zawsze nadchodzi i nie różni się zbytnio, jak widać na załączonym obrazku. Nawet Pan Bóg zadziałał lepiej, bo MTJ nigdy nie podał mi dłoni:). Od tego LD zmieniło się tyle, że o ile wcześniej jakby dosiadałem OBE-wiaterka, o tyle teraz prowadził mnie on za rękę. Od tej pory zmieniłem sposób podróżowania. Zaczynałem samemu lecieć i w pewnym momencie zaczynałem czuć, że coś trzyma mnie za rękę i prowadzi. Oto opowieść z jeszcze tej samej nocy, co poprzednia.

LD- Z MTJ’em za rękę - 29.08.07 r.

Kurde coś nie mogę zasnąć. Wstaję zdenerwowany. Idę do drzwi od pokoju. Chcę już naciskać klamkę, a tu co to?! Na klamce coś wisi. Nie powinno tu tego być, to chyba sen! Biorę komórkę. Chcę zobaczyć godzinę, ale komórka nie działa. Idę w kierunku drzwi balkonowych i cały czas majstruję coś przy telefonie. Na podłodze dostrzegam drugi identyczny aparat. Teraz już nie mam żadnych wątpliwości, że jestem w śnie. Kładę zepsutą komórkę obok tamtej na podłodze i wychodzę jak zwykle drzwiami balkonowymi. Lecę sobie osiedlem. Robię ten sam manewr z położeniem się na plecach i powierzam swoją podróż znów Panu Bogu. Proszę:
- Panie Boże skieruj moją podróż na takie tory, żebym mógł się rozwijać w swoim rytmie. Znów pozornie nic się nie dzieje. Po chwili dostrzegam jednak, że znów ktoś prowadzi mnie za rękę. Przede mną na jasnym porannym niebie świeci księżyc. Ma taki mało księżycowy kształt. Coś jak bumerang bardziej. Myślę sobie. O! może dziś zwiedzimy księżyc, nigdy tam nie byłem. Jednak przed księżycem robimy zawijasa i jak do tej pory sceneria osiedla zgadzała się co do joty, tak nadal wszystko się zgadza, ale widzę to bardziej z góry, z lotu ptaka. Po zawijasie zawracamy, tak jakbym zastartował lot w przeciwnym kierunku. Dolecieliśmy nad porty i znów zawijas. Kurde znowu zmiana kierunku jest diametralna, tak jakby podróż była donikąd. Zaczynam mieć wątpliwości, czy zdołam się tak długo utrzymać w tym śnie, czy utrzymam fazę. Normalnie, kiedy mam takie wątpliwości przy wiaterku, albo przy prowadzeniu to sen zaczyna się powoli rozmywać. Tym razem było to definitywne ucięcie. Trach i leżę w łóżku. Lekcja dość kategoryczna, ale znów zrozumiałem przekaz. "Nie miej wątpliwości! Nie udaje nam się przeprowadzić dłuższej podróży, bo mi nie ufasz! Tak! Nie ufasz mojemu prowadzeniu! Rozluźnij się, nie trzymam Cię, a jedynie daję oparcie!"


W tej opowieści po raz kolejny tak naprawdę nigdzie nie dotarłem. Mógłbym przytoczyć wiele opowieści, gdzie nie dosiadałem wiaterka, a rozpoczynałem samemu lot i nagle ktoś zaczynał mnie prowadzić za rękę. Jednak pomimo różnicy w szczegółach prowadzenia nadal nigdzie nie dolatywałem. Jednak odkryłem, że sprawa polega na większym rozluźnieniu się i poddaniu się. Być może tkwił we mnie jakiś ukryty lęk. Z czasem sytuacja zaczęła się nieco zmieniać. Coraz częściej próbując kontaktować się z MTJ'kiem pojawiały się znaki, że być może to ja nim jestem. Napiszę o nich w następnym rozdziale. Zanim jednak to zrobię, muszę nadmienić, że kiedy doszedłem do przekonania, że to ja sam jestem MTJ, to prowadząca mnie ręka znikła. I teraz prowadzenie MTJ wygląda tak, że zaczynam latać i rozluźniam się. Poddaję się kompletnie i zaczynam się zachowywać jak na zdalnym sterowaniu. Sam gdzieś lecę i nie czuję już ani wiaterku, ani prowadzącej mnie ręki. Hmm Może dorosłem :)? Oto przykład, który miał miejsce stosunkowo niedawno.
LD- Jak latałem jako MTJ- 31.01.08 r.

Ponieważ odzyskanie świadomości było następstwem poprzedniego LD i paru innych zwykłych snów, to tego LD nie pamiętam zbyt dobrze. W jakiś sposób wydostałem się z mieszkania i zacząłem lecieć. Chciałem powierzyć się wyższemu ja, ale niedawno doszedłem do wniosku, że to przecież ja sam i inaczej sformułowałem zamierzenie, że chcę polecieć tam, gdzie będzie chciała moja najwyższa manifestacja, po czym całkowicie się rozluźniłem, żeby zlać się ze swoim lotem. Poczułem pewnego rodzaju uniesienie i ekstazę. Co było dalej, nie pamiętam. Chyba rozstroiłem się po przeleceniu znacznej odległości.


Inne

Niekiedy wystarczy wykrzyknąć prośbę do MTJ’ka i on sam zawiązuje akcję dziejącą się dookoła. Poza tym, że zaczyna się coś wyraźnie dziać, nie widać jednak żadnego śladu jego obecności.

LD- Na granicy PARK’u -24.09.07 r.

Najpierw zwykły sen. Ćwiczę sobie uderzenia i patrzę, a tu mam dodatkową parę rąk. Zdziwiło mnie to, ale zdałem sobie sprawę, że jestem we śnie w kuchni. Dostrojenie było bardzo chu*owe. Z trudem utrzymywałem obraz (za to w dobrej jakości). Trochę się dusiłem i z ogromnym trudem się poruszałem (bałem się, że faza się urwie). Wyszedłem mozolnie z kuchni. Oparłem się o drzwi kuchenne i zacząłem wołać: "MTJ'ku, chcę do PARKU!!!". Nawet mój głos brzmiał jak cienka myśl, czyli strasznie beznadziejnie. Nagle patrzę, a za oknem jest zupełnie inny widok, niż powinien być w mojej chacie. Podchodzę i z mozołem otwieram okno, i nagle powiał wietrzyk, przełożyłem rękę na granicę dużego pokoju i tego, co za oknem i czułem na ręce ciepło powietrza tam na dworze, powiew chłodnego wiaterku muskającego skórę. Czułem jak parzy mnie gorące słońce, a jednocześnie ochładzał mnie wietrzyk i muskał moje włoski na przedramieniu. Wrażenie identyczne jak w ciele. Wygląd roślin po drugiej stronie (nigdy takich w Polsce nie widziałem) był też innej klasy niż to jak widziałem w domu. Skolei moje ciało będące w domu nie odczuwało dotyku, z trudem się nawet poruszało i miało blady obraz w porównaniu z tym, co za oknem. Chciałem przedostać się tam, do tej głębszej fazy, ale tak jakby między tymi dwoma fazami była jakaś granica, jakbyś z powietrza chciał wejść w wodę (co czujesz? inna gęstość- co nie) i nie mogłem wtarabanić się w tą nową jakość, "gęstość". Faza się urwała.


Pamiętam, jeszcze żywo, że obraz w domu, był dość mizernej jakości, a za oknem, jak w rzeczywistości fizycznej. Bardzo surrealistyczne odczucie.

2. Bardziej osobiste spotkania z MTJ

Obecność za plecami

Nie mogę coś znaleźć zapisków z tych LD. Był to dość wczesny etap moich przygód, kiedy jeszcze nie umiałem wychodzić z ciała. Bardzo często czułem czyjąś obecność za moimi plecami. Oto fragment z późniejszego okresu. Przykład humoru MTJ. Skubany zrobił mnie w konia:) .

LD- Zabawa w ciuciubabkę- 13.05.07 r.

Jestem już świadomy. Jest ze mną jeszcze jedna osoba. Czuję, że znajoma. Stoimy na jakimś podwyższeniu koło wjazdu na P. Postanawiam powierzyć się swemu wyższemu ja, co też czynię. Nic się nie dzieje. Wyobrażam sobie postać za moimi plecami. Nagle czuję, że tam jest, ale nie mogę jej dokładnie zobaczyć. Kiedy odwracam się do tyłu, ona też się obraca razem ze mną. Cały czas jednak czuję, że tam jest. Nagle czuję obecność po mojej drugiej stronie. Pytam tego drugiego, czy widzi tego pierwszego. Odpowiada, że tak. Po chwili się budzę i stwierdzam, że poprzednia pobudka była fałszywa.


Jak sobie ze mnie sukinkot zakpił.

Przewodnik, MTJ, jako świetlista wibrująca kula.

W opisanej niżej historii zjawia się przewodnik i zabiera mnie do szkoły okołoziemskiej. Miejsce to swoją realnością przypominało, kiedy załapałem już odpowiednią fazę rzeczywistość fizyczną.

LD- Kolejne miejsce z mapy Monroe'a 10 października 2007

Dziś byłem w szkole dla śniących opisywanej w "Dalekich podróżach" przez Roberta Monroe'a, ale emocje ^_^!

Postanowiłem sobie poćwiczyć świadomość. Pamiętam jak osiągnąłem parę razy ten stan totalnej jasności umysłu i zrozumienia, nie dało się tego przełożyć dobrze na słowa. Kiedy mi się to w ogóle udało, prawda którą zrozumiałem wydała mi się fest okaleczona tymi słowami. W przerwie do 4+1 postanowiłem wejść w astrala i tam dostroić się do tego stanu. Chciałem spróbować nauczyć się osiągać tą częstotliwość. Położyłem się i wyraziłem intencję uczenia się świadomości. Skojarzyło mi się to z Focusem 12, więc bardzo powoli dostroiłem się do tego stanu. Toporny jestem co tu dużo mówić, więc zajmuje mi to trochę. Nie umiem tak sobie policzyć do 12 i już być. Podczas, kiedy już znalazłem się w focusie 12, zapragnąłem położyć się spać. Nie chcąc tracić tego stanu wyraziłem intencję, że obrócę się do pozycji, w której normalnie zasypiam, a stan pozostanie. Nie wiem, czy to miało wpływ, ale piszę.

Dobra, dobra już trzasnę się spać. Jestem wolną istotą i jeśli twierdzę, że sen jest dla mnie teraz ważniejszy od rozwoju duchowego, to ch*j! Idę spać! Niestety, zaczęły się pojawiać przed moimi oczami niezwykle plastyczne obrazy (mentalka zwykła). No i co? Wczoraj jak wróciłem wyprany z sił wieczorem, to nic się nie chciało dziać. Spadówa, teraz chcę spać. Naciśnij przycisk powiedziała jakaś postać. Nacisnąłem, została opuszczona jakaś konstrukcja. Pono ochronna, potem nad tą konstrukcją zawisły jakieś potężne haki. Jak wyjaśniła postać trudności życiowe, ale konstrukcja ochronna pozwoli mi uniknąć złych wpływów. Potem kolejny obraz ulica. Podjeżdża bus. Wsiadam i siadam na fotelu. Czuję niefizycznymi zmysłami fakturę siedzenia, odkształcenie niefizycznych półdupków w kontakcie z siedzeniem. Postać na miejscu kierowcy, mówi:
- No, ale się guzdrasz, jedziemy?
- OK, miałem spać, ale dobra- jedziemy, zamykam za sobą drzwi od busa. Z tego pośpiechu zapomniałem zapiąć pasy :). Siedzę sobie i nie odzywamy się do siebie z kierowcą. Podziwiam widoczki, a podróż się ciągnie. W końcu mojemu życzeniu o śnie stało się zadość- wykliknięcie.

Wkliknięcie

Jestem w pełni przytomny, jak jeszcze przed chwilą i przypominam sobie nieistniejące spotkania ze znajomymi, wszystkie od początku tego roku akademickiego. Teraz, kiedy to piszę zdałem sobie sprawę, że zostały zmiksowane ze sobą parę faktów, ale dobra. Jak tylko "przypomniałem sobie" te rzeczy znalazłem się w jakiejś klasie. Pamiętam najdrobniejsze szczegóły. Mógłbym nawet rozrysować rozkrój pomieszczenia. Dwie tablice ( jedna biała, jedna zwykła na kredę). kupę ławek, wszyscy stoją, nauczyciel przemawia. Nie widzę go, bo tłumek stojących uczniów mi zasłania.

Kiedy się zamyślimy i nagle otrząśniemy i jesteśmy w rzeczywistości realnej- znamy o uczucie. Te wspomnienia to było takie jakby zamyślenie, po którym znalazłem się w tej klasie, ale dobra- lecę dalej.

- Pod koniec zajęć podejdźcie do mnie z książeczkami i wpiszę wam oceny z poprzedniego sprawdzianu.

Wszyscy otwierają książeczki na tabelce, do wpisywania ocen.

- A teraz- mówi nauczyciel- będziemy ćwiczyć świadomość. Przypomnijcie sobie swój poprzedni dzień, za chwilę będziemy analizować skąd brały się wasze odczucia w tym dniu.

Jakiś gość, który stoi obok mnie, zagaduje do mnie.

- Tu można się nauczyć niesamowitych rzeczy, np. jak robić cuda. Już fizyka nie wyklucza, takiej możliwości, np. kwantowa. Co o tym sądzisz?
- Nie lubię cudów, są do niczego nie potrzebne, wolę zajmować się życiem. - ale mu pokazałem, co znaczy duchowość :p hehehe, ale dobra, nie zawsze można być idealnym.

Ku#*a O_o!!! Ale tu wszystko jest realne! Otwieram książeczkę i wodzę po stronach, patrzę na spis treści, potem znajduję jakiś wolny kawałek strony, wyciągam długopis. Piszę: "Przewodniku!!". Może na taki znak się skurczybyk zjawi. W ogóle co za typ! Innych to ładują miłością, przyskakują, a mnie odkąd pamiętam walą teksty:
- W sumie to od ostatniego razu niewiele zrobiłeś!
albo
- Spodziewaliśmy się po tobie więcej!
a dziś np. że się guzdram i żebym wsiadał i lecimy. Powinni być jacyś, tacy bardziej uczynni, łaski mi nie robią, zresztą chciałem spać. No i mają ten dziwny zwyczaj pojawiania się, kiedy sami chcą, a nie wtedy kiedy ich wołam. Jak można przypuszczać, po tym co napisałem, nie zjawił się mój "drogi" przewodnik. OK. Jestem w tak realistycznej scenerii, pójdę o krok dalej. Zaszaleję se i wskoczę w astralne ciałko. Wskok. Nagle wszystko się intensyfikuje. Widzę swoje ciało, wszystko z ostrymi szczegółami. Podchodzę do nauczyciela- młody mężczyzna, średniego wzrostu, z bródką, w szarym sweterku, kołnierzykiem koszuli wystającym zza tego swetra. Taki dosyć belfrowaty. Mam sprecyzowane, o co chcę go zapytać. Nie mogę jednak wydobyć z siebie głosu. Próbuję i próbuję i dupa. To nic! Podchodzę do jego biurka i oglądam sobie sprzęty na nim leżące. Rozstrajam się.

Muszę iść, resztę a już niewiele, opiszę, jak wrócę.


LD- świecąca się postać - 15.01.07 r.

W sumie to żałuje, że od razu nie wstałem i nie zapisałem tego snu, ponieważ teraz pamiętam go jedynie w zarysach. Biegłem gdzieś przed siebie uciekając przed przeciwnikiem z jakiegoś budynku. Kiedy byłem na zewnątrz zdałem sobie sprawę, że śnię. Zakrzyknąłem pośród grupki przechodniów "Powierzam się swojemu wyższemu Ja, powierzam się swojemu wyższemu ja, powierzam się swojemu wyższemu ja!". Nagle tłum się rozstąpił i zobaczyłem jakąś kobietę. Podeszła do mnie ubrana w jasną szatę, jej twarz też była nieco rozjaśniona i głowy nie dam, ale chyba bił od niej osobliwy łagodny blask. Nie zdołałem zadać swoich standardowych pytań, bo ona zagadnęła pierwsza. I teraz ogólny zarys rozmowy.
- wiesz?
- Wiem(czy coś w tym stylu, chciałem zapytać czy jest moim przewodnikiem, ale miałem wrażenie, że znam odpowiedź na to pytanie)
- Od ostatniego czasu/spotkania niewiele zrobiłeś.
- (...)(Wymieniłem coś co wg. mnie zrobiłem wartego wspomnienia)(o coś zapytałem)
- Potrzebowałabym użyczyć ci swojej energii(ujrzałem okolice w nieco inny sposób, po chwili się obudziłem)


OOBE- Wizyta u MTJ'a - 10.11.07 r.

Od jakiegoś czasu podłamałem się i nie byłem w stanie dokonać żadnego wyjścia. Dziś też, brakowało mi zapału. Obudził mnie w prawdzie budzik, ale poszedłem się tylko odlać i położyłem się od razu. Zacząłem odliczać, chociaż to z góry skazane było na niepowodzenie. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że to nie ja odliczam. Odzyskałem świadomość. Moje dostrojenie było nijakie. Wstałem z łóżka. Wyszedłem na balkon, ale za nim to się stało z minutę bawiłem się z zasłonką. Tak- dostrojenie było fatalne. Ostatnio moim celem nieodmiennie był PARK, więc sam nie wiem, czemu zapragnąłem polecieć do MTJ. Stanąłem przy barierce balkonowej i wylała się ze mnie cała nagromadzona złość. Zacząłem krzyczeć:
- Dostrojenie! Świadomość, świadomość, świadomość!!!- cała wizja się poprawiła.
Zacząłem lecieć przed siebie i krzyczeć:
- MTJ, MTJ, MTJ!!!
Niezbyt czułem, żeby ktoś mnie prowadził. Zniknęło już moje osiedle, a ja nadal leciałem przez czerń. Zwątpiłbym już, bo długo to trwało, ale była we mnie nagromadzona złość, więc nabrałem jeszcze większej prędkości. Czułem, że mój czas już mija. Nagle zobaczyłem świecącą kulę. Poleciałem za nią, potem była następna i następną, leciałem szlakiem, który znaczyły. Nagle zobaczyłem podest, czy coś w tym stylu. Obok niego z dwóch stron znajdowały się świecące kule. Za nimi z obu stron ciągnęły się kolejki takich samych, święcących kul. Lecąc wzdłuż jednej z nich trafiłem tu. Na podeście pojawiła się kula. I nagle poczułem, że to właśnie zachowało się w mojej pamięci, tak jakby ktoś chciał zadbać, żebym koniecznie nie zapomniał tej chwili. Wiedziałem, że teraz już nie muszę się martwić o czas swojego pobytu. Po chwili liczba kul na podeście zaczęła rosnąć. Wszystkie się zlały i utworzył się podłużny pionowy wir. Przez chwilę szumy, jakby wir szukał mojej częstotliwości.
- Nazwisko, imię ? Kim jestem? Co się ze mną stało?
- Tyle podróżników zaginionych w przestrzeni i w czasie, aż pojawiłeś się TY!
- Ja? A czym się różnię od reszty?
- Osobowość, silna osobowość, to Cię wyróżnia.
Po chwili znalazłem się podniecony w łóżku. Usłyszałem, co miałem usłyszeć. Wstałem, żeby to zapisać. Bałem się, że zapomnę, bo o ile przedstawiłem to, jako dialog, to była to niewerbalna wymiana myśli i chciałem ją jak najszybciej przepisać na słowa, bo nad ranem, mógłbym nie pamiętać.


LD- spotkanie z przewodnikiem- 30.11.07 r.


Stoję przed drzwiami od jakiegoś mieszkanie, gdzie idę w gości. Po mojej prawej stoi moja mama, a obok mnie jakiś koleś. Tak jak to czasem rodzice robią ze swoimi dziećmi, że poprawiają im ubranie itd. Tak ten koleś wziął mnie w swoje obroty. Właśnie wyciągał mi coś z kieszeni, kiedy moja mama rzekła:
- Co ty mu robisz?
Dotykam drzwi ręką. Czuję ich fakturę. Po chwili jestem całkiem dostrojony. Rozpycham się między tym kolesiem, a moją mamą i idę robić swoje. Jeszcze przez chwilę czuję rękę kolesia w swojej kieszeni, a po chwili to mija, jakby gość się rozpuścił. Idę po jakiś schodach na górę (tak na marginesie są to te same schody co w poprzednim LD). W ręku mam aparat. Widzę dokładnie pokrętło z napisem off. Włączam aparat, a na ekraniku pojawia się ludzik lego. Wyrzucam aparat. Dostrojenie jest zajebiste. Dochodzę do szafy na górze. Odwracam się i widzę, jak przy oknie wisi krzyż z ułamanym lewym ramieniem. Dobywam głosu:
- Przewodniku. - Brzmi nieźle. Odbijam się od schodów i lecę. Myślę sobie, że chcę zobaczyć swoje odbicie w zamazanej z deka szybie. Chcę nie tylko odczuwać wrażenie lotu, ale też zobaczyć, jak lecę. Dostrzegam swoje odbicie. Mój tył jakby się nie unosił. On wisi. Ale nic nie przeszkadza mi to zbytnio w locie. Po chwili zamiast siebie w szybie widzę kolegę, ma taką szczęśliwą mordkę, jak leci. Nadal krzyczę:
- Przewodniku.
Wlatuję przez szybę. Czuję fakturę szyby, coś jak płynne szkło. Po drugiej stronie dostrzegam jakąś taką niebiańską krainę. Coś jak świecące się krystalicznie czystym światłem chmury ciągnące się, aż po horyzont. Gdzieś po mojej prawej nad chmurami zawieszona była kula światła-energii. Wyglądała jak z mojego MTJ, ale światło mojego MTJ'ka było pomarańczowe, żółte bardziej, a światło przewodnika było krystalicznie czyste. Czułem coś podniosłego takiego. Nie doleciałem jednak do niego, ponieważ przejście przez inną od mojej fazę szkła rozstroiło mnie po chwili i wróciłem.


04. Zakończenie

Kusi mnie, żeby przedstawić własną teorię na temat tego, czym jest MTJ. Nie chcę jednak tego robić tutaj. Jest to jakiś zbiór opowieści, które pochodzą z moich dzienników. Kiedy je pisałem, to robiłem to zaraz po przebudzeniu i pisałem bardziej relacjonując. Nie interpretowałem raczej, żeby nie uronić szczegółów, które pamiętałem na świeżo. Choć na pewno ileś interpretacji tam się przedarło. Tekst ten jest, więc pod tym względem dość "czysty" i niech taki pozostanie. Tak wygląda MTJ z mojego doświadczenia. Oczywiście Darek przedstawił go jeszcze inaczej, ale on ma na koncie ok.3000 wyjść, podczas, kiedy ja zaledwie parę setek (dokładnie nie liczyłem, bo cały czas tego przybywa). Dlatego sądzę, że obraz MTJ, to sprawa dosyć indywidualna. Niech czytelnik sam wyrobi sobie zdanie o tym, jak można z MTJ'em się kontaktować i jaki on jest. Niech zostanie to trochę niedopowiedziane, żeby każdy mógł doświadczyć sobie tego samemu, bez jakiś ograniczających frazesów. Jeżeli spotka mnie coś ciekawego, napiszę o tym w tym temacie. Dodam jeszcze tylko może, że z czasem jakoś mój kontakt się urwał. Z początku kiedy wołałem MTJ’ka spadał z nieba telewizor i na jego ekranie widziałem siebie. Niekiedy pojawiało się znikąd lustro i widziałem w nim tylko swoje odbicie. Zacząłem podejrzewać, że to ja jestem MTJ. A może, to był znak, żebym bardziej zaczął polegać na sobie- kto wie!? W końcu nauczyłem się kontaktować z MTJ (przynajmniej tak mi się zdaje, że to on) w rzeczywistości fizycznej, ale tu sprawa przedstawia się inaczej. Może kiedyś trzasnę jakiś monumentalny, jak ten tu temat o porozumiewaniu się z MTJ’em w rzeczywistości fizycznej.
Avatar użytkownika

Opiekun

Posty: 463

Dołączył(a): So lut 23, 2008 3:46 pm

Lokalizacja: z Ducha

Post Cz lut 28, 2008 3:04 pm

Re: MTJ- relacje ze spotkań- zapiski z dzienników

Jedna rzecz mnie zastanawia Diego: naprawdę wierzyłeś, że MTJ to ktoś inny, obcy, zewnętrzny? Nie ma sprzeczności między tym, co stwierdziłeś a definicją Darka: MTJ - MOJE Totalne Ja - Wyższe Ja (ja, ale z wyższego poziomu, wyższego ciała), Dysk - to zbiór naszych innych wcieleń i istot, skręconych z wspólnej całości, które na pewnym poziomie łączą się świadomością. Nie ma szansy, żeby stwierdzić, że MTJ to nie Ty:):):). Wchodząc na ziemię i dostając ciałka przysłonięty zostaje nasz prawdziwy poziom wiedzy poprzez doświadczenia i bodźce z niższych ciał, dlatego tak "głupiejemy". Ale pomoc może przyjść ze strony nas samych - inspiracji w wyższego poziomu świadomości lub innych istot z Dysku, które się nie wcieliły. Tak naprawdę na wyższych poziomach chętnych do pomocy są całe tłumy - jedyny problem to mieć kontakt z ich poziomem, by sobie zdać sprawę z kontaktu:).
Coś mi się wydaje, że inni z Twojego Dysku Cię nie rozpieszczają, bo i tak świetnie sobie radzisz polegając na sobie. Pewnie dostajesz inspiracje, ale nie może rozróżniasz czyje myśli, idee pozasłowne dostałeś w prezencie z poziomu przyczynowego:). Hahaha i tu cały sęk - świadomie się komunikować na tym poziomie:). Półświadomie robimy to tu i teraz:)

Jak tylko o tym pomyślę, to wali mnie CBMem:). Ale ciało astralne czy mentalne tego nie czuje - wali mnie jakoś inaczej, potem tylko rykoszetem energia ląduje mi w ciele i nie mogę usiedzieć w miejscu, bo mnie mało nie rozerwie...
Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczyny szczęścia
Avatar użytkownika

Podróżnik z bagażem doświadczeń

Posty: 109

Dołączył(a): N lut 24, 2008 2:06 pm

Post Cz lut 28, 2008 5:13 pm

Re: MTJ- relacje ze spotkań- zapiski z dzienników

To co przedstawiłem wyżej to był taki bity konkret. To co teraz powiem to będą moje gdybania :). OK Lecim:

1. O zewnętrzności MTJ. - Na początku wydawało mi się, że jest to coś zewnętrznego z dwóch względów. Po pierwsze wydawało mi się, że MTJ jest czymś w rodzaju morza, podczas kiedy inne wcielenia są czymś w rodzaju rzek wpływających do tego morza. Chodzi mi o to, że większość wcieleń jest trochę niezależnych od siebie. Niby pochodzą z tego samego źródła, ale często są to oddzielne istoty. Natomiast MTJ miał być o tyle zewnętrzny, że był naraz wszystkimi wcieleniami. Czyli, że jest jakby czymś o stopień wyżej w stosunku do pozostałych wcieleń. Poza tym wydawało mi się również, że wcielenie jest czymś w rodzaju satelity wystrzelonej w kosmos, a MTJ Ziemią. Ziemia i Satelita są czymś rozłącznym. Są w kontakcie dzięki falom radiowym, ale na tym ich wspólnota się kończy. Jak miałem wrażenie, że MTJ jest na zewnątrz to tak to mniej więcej widziałem.

Teraz zaś widzę to w inny sposób. Zobrazuję to tak. MTJ jest jak wielki zbiornik wody. Jego cechą jest płynność i bezkształtność. Wcielenie to taka miarka wody zaczerpnięta ze źródła. W trakcie życia ta woda krystalizuje się. Po śmierci kształt lodu jest zapamiętywany, a wcielenie znów staje się płynną wodą. Czyli wspomnienia lecą do wspólnego wora, a MTJ jako ta pierwotna istota jest cały czas niezmienny. W tym sensie, jakkolwiek nie nabierałbym kształtów, cokolwiek bym nie robił cały czas jestem wodą/MTJ. Chodzi mi o to, że imię, narodowość, wspomnienia, emocje to wszystko jest tym co zostanie zapamiętane. Natomiast moja dusza/substancja MTJ jest niezmienna i w taki sposób, cały czas jestem MTJ'em nawet tu. Więc wszelki kontakt z MTJ'em polega tak naprawdę na myśleniu bez żadnych filtrów przekonań i ziemskich, czy jakichkolwiek innych naleciałości. Jak umiesz o czymś pomyśleć bez tego bagażu doświadczeń to jesteś w miarę czystym MTJ'em/substancją. Nie wiem czy to zrozumiałe, ale tak to teraz widzę.

2. O intuicji, inspiracji MTJ- Jak napisałem często z tego korzystam i mógłbym machnąć kolejny wielki wpis o doświadczeniach w tej materii. Jednak nie uważam, że jest to zewnętrzny głos od MTJ, tylko to ja bez naleciałości tego życia. Powiem jeszcze, że to się rozciąga nawet dalej niż myśl. Bo jakby te myśli (no już nazywajmy to tak) od MTJ są jakby bardzie nieuchwytne. Znacznie szybsze. Wg. mnie cała dyscyplina człowieka powinna się skupić na wyćwiczeniu tak dużej szybkości i koncentracji, żeby być w stanie to wyłapać. Trzeba jakby nauczyć się odbierać na znacznie szybszych falach i wtedy kontakt z MTJ nawet w realu jest czymś częstym. W sumie to odróżniam takie inspiracje od zwykłych myśli. Choć po latach ćwiczeń bardziej naturalne jest dla mnie teraz niemyślenie. Jakoś każda własna myśl jest teraz dla mnie czymś wymuszonym po czym wracam do wewnętrznej ciszy. Tak, że spośród niewielu myśli na które sobie pozwalam, nie jest trudno wychwycić te wyjątkowe. Co innego, jak ktoś myśli non stop wtedy odróżnienie głosu swojego od nagłego olśnienia jest znacznie trudniejsze. Tylko znowu nie uważam, że ktoś to na mnie zsyła, że ktoś mnie inspiruje. Sądzę raczej, że twórczo korzystam z tego kim jestem, a jestem MTJ+moje wspomnienia. Bo wydaje mi się, że to nie tak, że ja mam wymazaną pamięć, czy coś takiego. Substancja z której zrobiona jest dusza/MTJ jest po prostu czysta i jednorodna. A skoro korzystam sobie twórczo z tej jednorodności, to już moja sprawa. Dlatego mniemam, że bank mojej pamięci jest czymś innym. A MTJ to naprawdę ja. Tak to teraz widzę, m.in. po jednej z takich "inspiracji".
Avatar użytkownika

Opiekun

Posty: 463

Dołączył(a): So lut 23, 2008 3:46 pm

Lokalizacja: z Ducha

Post Pt lut 29, 2008 8:43 am

Re: MTJ- relacje ze spotkań- zapiski z dzienników

Nie będę dyskutować z Twoimi gdybaniami, bo moja świadomość jest na razie za mała na objęcie pełni MTJa. Powiem tylko, że dostałam kiedyś podobną inspirację w czasie snu:
Jest(em) dużą całą świadomością która sama wysuwa część siebie jak czułka w niższe/inne obszary. Podczas tego wysuwania coś się dzieje ze świadomością całości - jest ona zasłonięta przez niższe ciała po to, by móc odbierać na poziomie tych obszarów. W sumie cały czas jesteśmy w Dysku, cały czas w Domu, jedynie wysunięci i przefazowani, bo sami tak chcieliśmy i zdecydowaliśmy sobie.

Jak się to pisze - to to są słowa i może nawet nieodkrywcze, ale gdy mi się to śniło - to było zrozumienie i odczucie tego. Po tym śnie opadło wiele moich przekonań, niepokojących myśli i zupełnie przestałam się tą sprawą martwić. Za to moja ciekawość wszystkiego dookoła wzrosła.

Dodatkowe potwierdzenia przyszły w postaci NP - tych fajnych mądrych NP:). Poprosiłam kiedyś o pomoc w dotarciu do Dysku. I faktycznie: znaleźliśmy się nad czymś, co przypominało miasto nocą - ciemny kształt z dużą ilością ruchomych światełek. Moi NP wzięli się za ręce i zaczęli ze mną wirować - o dziwo! zaczęłi się rozpuszczać w jedną energię - ja oczywiście nie, bo zdębiałam i zablokowałam się. Ale na tyle dotarło do mnie, że poczułam tego bakcyla, że mogłabym. (mam nadzieję, że nie pomieszałam dwóch podróży:)).

Innym razem: jedno z wczesnych doświadczeń.
Pojawił się uroczy NP - milusi facet promieniujący wiedzą, świadomością, ciepłem. No podkręciłam się na całego typowo seksualnie - zrobiłam sobie ciałko bogini i fru do niego. Na szczęście był zainteresowany - ale w trakcie ... coś dziwnego zaczęło się robić - nasze energie zaczęły się łączyć (moja świadomość znów zdębiała i wykliknęło mnie, straciłam świadomość, dziura, nul). Odzyskałam świadomość dopiero po rozdzieleniu - pojawiła się od razu moja stała NP, która się wtedy mną opiekowała i uczyła. Oczywiście zapragnęłam powtórki z rozrywki, tym bardziej, że całe sedno mi uciekło. Ale NP zdecydowanie odesłała mnie do ciała.
Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczyny szczęścia
Avatar użytkownika

Podróżnik z bagażem doświadczeń

Posty: 109

Dołączył(a): N lut 24, 2008 2:06 pm

Post Cz mar 06, 2008 8:36 am

Re: MTJ- relacje ze spotkań- zapiski z dzienników

Wspomniałem już, że będę na bieżąco dopisywał relacje z kolejnych spotkań z MTJ. Ostatnimi czasy zrobiłem sobie znowu przerwę. Przez listopad, grudzień i styczeń praktycznie codziennie byłem w astralu, czy to w formie LD, czy w OOBE. Ułożyłem technikę pod siebie i działała niemalże w stu procentach. W Lutym zaś przyszła znowu jakaś niemoc i musiałem sobie zrobić przerwę. Przez luty nawet nie podejmowałem prób z 4+1, ani nawet niczego sobie nie afirmowałem. Robiłem natomiast codziennie Hemi Sync'i i doszedłem do Exploration Sleep ostatnio.
Pomijam fakt, że kawałek ten wbija mnie naprawdę w głęboki trans. Dziś w nocy robiłem Exploration Sleep po raz drugi. Odłożyłem słuchawki i położyłem się. Pomyślałem sobie, a chu, chu utrzymam sobie ten stan umysłu dalej. Odzyskałem świadomość we śnie

LD- OBE Wiaterek i Kula- 06.03.08 r.

Jestem przed domem. Łał, jaka realność!! Nigdy takiej nie miałem w połączeniu z taką świadomością. Przeważnie w tych najbardziej realnych LD do samego końca nie mogłem uwierzyć, że to sen. Tym razem wiem, że śnię i jestem cholernie przytomny jednocześnie. Po raz pierwszy moja świadomość jest wystarczająca do obserwacji na bieżąco wszystkich odczuć sennych. Normalnie relacjonuję je z przeżyć w których nie zwracałem na nie szczególnej uwagi. Tym razem czuję dokładnie jak działa mój umysł w śnie, a jest to jednak inne odczucie niż na jawie. Przechadzam się po okolicy i realność cały czas pozostaje zadziwiająca. Obiekty nie rozmywają się. Ale ten Hemi Sync zajebiście działa. No rewelka. Bez żadnych przygotowań tylko hop do łózia i taka jakość normalnie. Dosiadłem OBE- wiaterka, a więc pierwszy kontakt z emanacją MTJ. Cały czas w pamięci mam, że chcę włożyć rękę w ten wiaterek i uścisnąć grabę MTJ. Oddalam się od Ziemi. Niebo jest już ciemne i gwieździste. Wsadzam rękę w wiaterek i dupa. Wsadzam drugą i też dupa. Kombinuję, a jak wspomniałem niesamowicie dobrze mi się myśli, jak nie w LD. AHA! Wykorzystam jakieś mentalne narzędzie, jak w Hemi Sync. Jestem już w astralu, więc powinno lepiej działaś. Wyobrażam sobie mentalne ręce, jak ze swojej energii formują świetlistą kulę. OBE- wiaterek wciąż mnie prowadzi, dookoła mnie wszędzie gwiazdy, a na ich tle przede mną pojawiają się na wpół przezroczyste ręce formułujące świetlistą kulę. Nagle kula stała się wystarczająco dużo, błysnęła i rozwinęła się w coś w rodzaju świecącego ekranu. Z dość sporą prędkością zaczęły pojawiać się na nim kolejne zdania. Jednak prędkość ich przesuwania się uniemożliwiała dokładne ich spamiętanie. Jak przez mgłę pamiętam, że było tam o tym co ostatnio czuję i co z tym zrobić. Nie wpadłem niestety na pomysł, żeby spowolnić napływ tych informacji. Niedługo po tym obudziłem się.
Avatar użytkownika

Podróżnik z bagażem doświadczeń

Posty: 109

Dołączył(a): N lut 24, 2008 2:06 pm

Post Pt mar 14, 2008 9:31 am

Re: MTJ - Zapiski z dziennika

Od dłuższego czasu ćwiczę z nagraniami Hemi Sync. Przygoda opisana w poprzednim poście odbyła się spontanicznie po odsłuchaniu Exploration Sleep. Zaraz po skończeniu nagrania położyłem się odczuwając jeszcze resztki tego stanu. Wypowiedziałem afirmację i bach.

Dziś z kolei zrobiłem ładnie 4+1 i wszedłem bez nagrań w focus 12. Powiedziałem afirmację i miałem szereg wyjść i świadomych snów jedne po drugich. Najlepsze był ostatni. Ciąg przedstawiał się tak. Odzyskałem świadomość we śnie, po nim obudziłem się w paraliżu, wyszedłem z ciała...itd. przedostatni był świadomy sen, lecz po nim nie obudziłem się w ciele tylko trwałem w ciemności.

Bieg na południe- 14.03.08 r.

Jestem zawieszony w czerni. Nagle słyszę głos pomocnika.
- Biegnij do przodu! Szybko! Liczy się bieg na południe! (mój pokój jest zorientowany północ-południe). Co? Pomyślałem niemrawo i ponieważ byłem w czerni, tylko pomyślałem sobie o bieganiu.
Nagle patrzę, a ja naprawdę przebiegłem pokój z północy w kierunku południowym. Za moimi plecami wyczułem bardziej niż zobaczyłem sylwetkę pomocnika
- Browo! (...)


Spodobał mi się sposób w jaki znów zostałem wciągnięty w astral. Taki dość nietuzinkowy. Swoją drogą tutaj bardziej miałem do czynienia z pomocnikiem, ale zakładam, że pomocnicy są również z dysku. Był to przykład z kategorii "Obecność za plecami". Swoją drogą każdemu pobytowi w astralu towarzyszyła niesamowita jasność myślenia. Przed ćwiczeniami z Hemi-Sync rzadko taką miałem.

Post Pt mar 14, 2008 6:08 pm

Re: MTJ - Zapiski z dziennika

Zauważyłem że nagranie Exploration Sleep działa również mocno na Ciebie ja też się na nim skupiłem i ciekawe efekty już są ale za szybko żeby coś szerzej napisać trzeba dalej testować to nagranie.

Powrót do Doświadczenia z MTJ

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Alexa [Bot] i 0 gości

Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by ST Software for PTF.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL
phpBB SEO

Wymiana linkami Monitoring www Kuchnia hawajska Artykuły komputery Finanse i ubezpieczenia Prawo finansowe Page Rank Pani szuka pary Wakacje w lesie Praca w Polsce Telefony i akcesoria Działki Motocykle